Wyjście z cienia No More Heroes 3 i błyskawiczna premiera remasterów poprzedników to dla mnie przedwczesny prezent gwiazdkowy. Nawet nie dlatego, że mam sposobność ograć definitywne wersje jednych z moich ulubionych gier życia. Nie, bardziej raduje mnie fakt, że marka jest znowu „related„. Seria kolejny raz (może nawet pierwszy?) jest na czasie, a jej społeczny komentarz, jak to u Sudy, zdaje się być aktualniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. To idealny moment i najwyższa pora, aby nowa generacja i pokolenie graczy zapoznało się z fenomenem Travisa!
Nie jest tajemnicą, że Travis pod wieloma względami stanowi self-insert zwariowanej strony Sudy. Dzieli z nim sporo zainteresowań, jak miłość do popkultury i wrestlingu. Ta postać ma jednocześnie styl bycia i reaguje na ludzi tak, jak chciałby zachowywać się sam reżyser. Pomijając oczywiście kwestię seryjnego zabijania, więc możecie odłożyć telefon i przestać dzwonić na policję *ekhm*. Travis Touchdown jest wulgarnym przegrywem, który często ma więcej szczęścia niż rozumu. Jest przy tym żałosny, paradoksalnie również „cool” – kieruje się określonym kodeksem honorowym. W trakcie swej krwistej wendety jest prostacko przezabawny i odwala na wskroś szalone akcje podczas wyżyn absurdu. Kroczy do tego japońską maksymą, by poważne sprawy traktować lekko, a tym błahym poświęcać najwięcej uwagi. Jest także… po prostu fajny i co rusz rzuca morderczymi one-linerami, które chce się cytować
Zostanę numerem jeden!
Tego spłukanego nieudacznika poznajemy w dołku, by następnie towarzyszyć mu w drodze do zostania „number one” w rankingu zabójców. Pozorna motywacja? Przelecieć gorącą laskę – szanuję za przyziemny i utożsamialny cel. Faktycznie pomagamy mu zabić przeszłość, znaleźć własne miejsce na ziemi i motywację. Cała ta droga to romantyzowanie przemocy (Travis cieszy się nią, podziwia, dostrzega piękno w zabijaniu i dorabia do tego całą ideologię). Toksyczność i dziecinność wybranej ścieżki dostrzega w chwili, gdy jest już za późno, aby z niej zejść.

Wielowarstwową stronę bohatera ukazuje Travis Strikes Again. Podejrzewam, że Masahi Ooka sporo od siebie włożył- współscenarzysta The Silver Case i The 25th Ward. To właśnie w tej pozornie głupkowatej samoświadomej gierce nasz protagonista ściąga na chwilę maskę „goofy” zabójcy i narracja uderza w poważniejsze tony. Uświadamia nas o drodze bez powrotu i długofalowych zabójczych konsekwencjach pochopnych decyzji z przeszłości. Zabijanie to nie zabawa, a każda ofiara żyje na zawsze we wnętrzu swego mordercy. Reżyser zabiera nas na przejażdżkę przez klimat rodem z BoJacka Horsemana i psychologicznych thrillerów, nie porzucając jednocześnie absurdalnie „wariackiej” strony poprzednich części. Seryjnie łamiący czwartą ścianę Travis nabiera w tym momencie nowego, bardziej rzeczywistego kolorytu.
No More Heroes
Travis Touchdown to narzędzie do wyrażania swojego stwórcy. W TSA reprezentuje Sudę jako konsumenta (nawiązania do retro i ogromna dawka miłości do indie. Travis, jak i Suda są zafiksowanymi graczami). Jest również reżyserskim odbiciem, twórcą samym w sobie, który musi zabić przeszłość, by ruszyć dalej. Ukazuje to segment, gdzie bezpośrednio rozliczamy się z Shadows of the Damned, najbardziej osobistą porażką w karierze reżysera. Z tego powodu cała produkcja ma bardzo osobistą i wręcz autobiograficzną atmosferę. To wszystko działa w obie strony i pomimo totalnie przerysowanego charakteru łatwo w tym bohaterze ujrzeć samego siebie. Zwłaszcza jeśli należycie do zbiorowej podświadomości internetowego shitpostingu. *Wychowani przez 4chana ręka w górę*
Rozwój charakteru podąża podobnym tropem fabularnym, co komiksowy Scott Pilgrim. Śledzimy losy dziecinnego dupka. Osobę tak przeżartą popkulturą, że aż zatraciła swoją tożsamość. Tak jak Scott pokonywał byłych Ramony, tak Travis wspina się po rankingu Sylvii. Przebyta podróż uświadamia ich o swojej toksyczności. Lubimy takich bohaterów, bo często przerzucamy na nich swoje wady. Są niezwykle uniwersalni i pod ich klucz łatwo dopasować wiele naszych cech. Lubimy, bo z racji ich zainteresowań łatwo przełamać czwartą ścianę i stwierdzić „omg thats so me!”. Wszyscy chcemy być numerem jeden. Travis to Suda. Travis to Ty i ja. Travis to życie.

Gipsi
13 listopada, 2020 o 22:09
W jedynce się zakochałem. Dwójka mimo że miałem kupiona na półce to… Jakoś nigdy nie mogłem się zabrać nią. Zawsze czekałem na lepszy moment, potem przyszło WiiU i po przesiadce na WiiU i PS4 odechciało mi się podpinać Wii znowu. Jak będzie w promocji kiedyś za 40 Zeta to kupie.